wtorek, 25 czerwca 2013

{008} Papierowe Miasta - John Green




Jak większość powieści Johna Greena, "Papierowe Miasta" poruszają wiele tematów bliskim nastolatkom. Tym razem głównym bohaterem i narratorem jest osiemnastoletni chłopak o imieniu Quentin, a dla przyjaciół po prostu Q. Q od lat jest zauroczony swoją sąsiadką i rówieśniczką, żądną przygód Margo Roth Spiegelman, dziewczyną o buntowniczym charakterze i ekstrawaganckim stylu bycia. Quentin i Margo niegdyś byli bliskimi przyjaciółmi, ale nie odzywali się ze sobą od momentu, gdy jako dzieci znaleźli w parku martwego człowieka. Sytuacja ulega zmianie, gdy pewnej nocy Margo wślizguje się do pokoju Q, i prosi o pomoc, w zrealizowaniu pewnego wyjątkowo perfidnego planu i podwiezienie jej do kilku miejsc. W ciągu tej jednej, szalonej nocy, Quentin zyskuje nadzieję na związek z dziewczyną, ta jednak znika następnego dnia. Q postanawia ją odnaleźć, kierując się sprytnie pozostawionymi przez nią wskazówkami, i podąży za nią aż do Papierowych Miast. 

„Możesz się przekonać, jakie to wszystko jest sztuczne. Nie jest nawet na tyle trwałe, by je nazwać miastem z plastiku. To papierowe miasto.” 

Pierwszą książką Greena, jaką czytałam, była "Gwiazd Naszych Wina", która de facto jest jednym z nowszych utworów owego autora. Po premierze "Miast", swój egzemplarz zdobyłam zaskakująco szybko, od razu biorąc się do lektury. Podczas gdy GNW niesamowicie chwyciło mnie za serce piękną historią o tragicznej miłości, tutaj na szczęście nikt nie ginie. Mówi się, że kto przeczytał jedną książką Johna Greena, przeczytał je wszystkie, i jest w tym ziarno prawdy, a o tym się zaraz rozpiszę.

Osiemnastoletni Q był bardzo sympatycznym bohaterem - skromnym, miłym, z dystansem do siebie i wielką determinacją. Cieszę się, że autor w tym przypadku zdecydował się na poprowadzenie narracji w pierwszej osobie, ponieważ tym sposobem łatwiej jest się z nim utożsamić. Postać młodego Jacobsena zadaje nam ważne pytanie - a mianowicie, na ile nasze wyobrażenia o jakiejś osobie pokrywają się z prawdą. Q przez większość swojego życia skrajnie idealizował swoją Margo i dopiero potem zrozumiał, jak mało o niej wiedział. Podobnie jak Miles i Augustus, Quentin to niezwykle wykreowana postać, pełna wad, sprzeczności i lęków, o więcej niż jednym wymiarze. 

" - Jak się całowało z moją nogą?- Całkiem nieźle - odparłem zgodnie z prawdą. (...)- Ogoliłam się dziś rano specjalnie na tę okazję. Pomyślałam sobie: "Hmm, nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś rzuci się na moją łydkę i będzie próbował z niej wyssać jad węża".
Na pewno każdy z nas w końcu zaczyna analizować otaczający nas świat - obłudę, jaką sieją media i zaściankowe społeczeństwa, uczucie bycia tłamszonym przez zakazy i rygory, oraz materializm rosnący w ludziach. Tak właśnie musiała myśleć Margo, chcąc choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości, i nie dać się porwać do tak zwanych Papierowych Miast. Panna Spiegelman nie jest tak spokojna i marzycielska jak Hazel z "Gwiazd Naszych Wina", jednakże ma podobne cechy charakteru jak Alaska Young z innej powieści Greena. Obie dziewczyny są niezrozumianymi przez świat buntowniczkami, pełnymi życia i energii, a także obiektami westchnień narratorów. Nie wiem, na ile polubiłam Margo - z jednej strony była zabawna i przyjacielska, jednakże nie mogłam pozbyć się wrażenia, że dziewczynie przypadało do gustu bawienie się uczuciami Quentina. Niestety autor nie podaje, czy owa sympatia chłopaka do Margo była jednostronna, czy też nie. 

Bardzo spodobały mi się postacie drugoplanowe. Ben, przyjaciel Q, Radar oraz Lacey, z którzy pomagają Jacobsenowi w rozwikłaniu zagadki, dotyczącej miejsca pobytu Margo. Jak w każdej powieści Greena, przyjaciele głównych bohaterów to osoby niesamowicie lojalne, zabawne, a wręcz tryskające żartami na kilometr. A same sceny z nimi w roli głównej, powodowały u mnie gwałtowne ataki głupawki. 

„Zawsze wydawało mi się absurdalne, że ludzie chcą się z kimś zadawać tylko dlatego, iż ten ktoś jest ładny. To jakby wybierać płatki śniadaniowe ze względu na kolor, a nie na smak."

Choć książka nie zalicza się do kategorii melancholijnych smętów, i pełno tutaj śmiesznych momentów, "Papierowe Miasta" to lektura dość ambitna i nie brak tu filozoficznych rozmyślań tuż obok opisów płatków śniadaniowych i wysysaniu wężowego jadu z łydek. Wbrew pozorom, nie jest to kolejne młodzieżowe romansidło, a naprawdę interesująca książka, wciągająca i skłaniająca do refleksji. Choć nada się również dla młodszych nastolatków, jestem pewna, że starsi również ją docenią.



Ocena: 9/10

Papierowe Miasta ; Paper Towns ; John Green ; 350 stron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz