sobota, 14 czerwca 2014

{073} Upadające Królestwa - Morgan Rhodes


Tytuł: Upadające Królestwa
Tytuł oryginalny: Falling Kingdoms
Autor: Morgan Rhodes
Seria: Upadające Królestwa #1
Liczba stron: 512
Wydawnictwo Gola
Ocena: 5/10

„Nawet w najmroczniejszej i najbardziej okrutnej osobie jest ziarenko dobra. A w najbardziej idealnym rycerzu jest mrok. Pytanie brzmi, czy człowiek odda się ciemności, czy światłu.”




Limeros, Auranos i Paelsia to trzy królestwa wchodzące w skład Mytici, krainy, gdzie ukryte są legendarne Parantele - cztery kryształy żywiołów. Od kiedy tysiąc lat temu zaginęły, królestwa powoli umierają - z wyjątkiem Auranosu, gdzie rządzi rodzina Bellos. Cleo, młodsza z księżniczek, przypadkowo staje się świadkiem morderstwa, które doprowadza do wojny. Limeros i Paelsia, skąd pochodził zamordowany Tomas Agallon, brat Jonasa, łączą siły, by podbić bogate i żyzne ziemie króla Corvina. Jonas Agallon pomaga wodzowi Basiliusowi w działaniach militarnych, jednak coraz częściej targają nim wątpliwości, czy królem Gaiusem z Limerosu naprawdę kierują szczere pobudki. W końcu władcę nie bez powodu nazywają krwawym Królem. Jednak ma on tajną broń, a mianowicie księżniczkę Lucię, która jest ponoć czarodziejką ze starożytnej przepowiedni, w której drzemie ogromna moc.

Po "Upadające Królestwa" sięgnęłam głównie dlatego, że od dawna miałam chrapkę na jakąś pozycję high-fantasy. No cóż, może i nie spodziewałam się po Morgan Rhodes niczego w stylu Władcy Pierścieni, ani słynnej Pieśni Lodu i Ognia. Na tym drugim autorka z pewnością się wzorowała (kształt wyspy Mytici, spis postaci, Theon - zupełnie jak Theon Greyjoy). I niestety muszę powiedzieć, że pierwszy tom serii naprawdę mnie rozczarował. Fabuła wydawała się być dość dobrze przemyślana, i mimo wielu niedociągnięć, naprawdę wciągnęłam się w historię Cleo, Jonasa, Magnusa i Lucii. 

Cleo mnie irytowała od samego początku swoim charakterkiem. Niby była odważna, wygadana i gotowa poświęcić się dla rodziny, ale nie zapominajmy, że jest to również postać egocentryczna, samolubna, naiwna i kochliwa (nawet nie zna Theona, a już uważa go za swoją wielką miłość). Pod sam koniec powieści spotyka ją dużo niewesołych rzeczy, więc mam nadzieję, że w kolejnych częściach będzie mniej przypominać Mary Sue.



Jonasa polubiłam nieco bardziej, choć jego obsesja na punkcie Cleo jest co najmniej... niezdrowa. Choć na tyle okładki jest napisane, że facet ma stanąć na czele powstania sądziłam, że naprawdę zbuntuje się przeciwko wodzowi Paelsii. A tymczasem co? Przez calutką książkę Jonas ślepo szuka zemsty (można powiedzieć, że jest to jego cel życiowy) i walczy dla niego i Gaiusa. Dopiero na samym końcu znajduje się wskazówka, że jest jakimkolwiek buntownikiem. Tak czy siak, jest to Agallon to chyba jedyna postać do której zapałałam sympatią. 


Nie mam pojęcia, co mam sądzić o Lucii. Nasza księżniczka to w rzeczywistości zbawiciel Mytici - w końcu nie mogłoby tu zabraknąć wszechpotężnej czarodziejki, której misja ocalenia świata została zapowiedziana tysiąc lat wcześniej. Już nie wspominając, jaka Lucia jest piękna i cudowna, autorka nie obdarzyła tej postaci żadnymi innymi cechami. Co do Magnusa mam mieszane uczucia. Spośród czwórki głównych bohaterów, to z pewnością on jest tu najciekawiej wykreowany. I tak samo jak Magnus mnie ciekawił, irytował mnie tym, jak manipulował ludźmi, by wyciągnąć od nich to, czego chciał. No cóż, jego uczucia w stosunku do Lucii były co najmniej chore - tu również widać inspirację George'm R.R. Martinem. 


Styl autorki nie jest zły. I choć ma to być powieść high-fantasy usytuowana w średniowieczu, słownictwo bohaterów powiewa straszną... prostotą, mimo, że "Upadające Królestwa" czyta się bardzo szybko. Nawet jakichkolwiek metafor jest tu jak na lekarstwo. Fabuła, choć niedopracowana, również nie była najgorsza. Powieść Morgan Rhodes raczej trudno nazwać pełną zwrotów akcji - wszelkie wydarzenia były łatwe do przewidzenia i już z daleka zalatywały kiczem.


Czas na podsumowanie. "Upadające Królestwa" miały spory potencjał. Mitologia tego świata, choć może niezbyt odkrywcza, naprawdę mi się spodobała, i żałuję, że autorka nie dopracowała swojej historii, na tyle, by stworzyć przyzwoite high-fantasy. Książka być może spodoba się niewymagającym czytelnikom, poszukującym lekkiego fantasy na deszczowe popołudnie. Ale jeśli jesteście fanami "Władcy Pierścieni" lub "Pieśni Lodu i Ognia", ostrzegam - nie polubicie "Upadających Królestw". Nie wiem, czy w ogóle opłaca się sięgać po kolejne tomy tej serii. 



Ocena: 5/10

Upadające Królestwa | Wiosna Buntowników |  The Gathering Darkness 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz