wtorek, 15 października 2013

{012} Klątwa Tygrysa. Wyzwanie - Colleen Houck

Klątwa tygrysa. Wyzwanie - Colleen Houck
Tytuł: Klątwa Tygrysa. Wyzwanie
Tytuł oryginalny: Tiger's Quest
Autor: Colleen Houck
Seria: Klątwa Tygrysa (2/4)
Liczba stron: 410
Wydawnictwo Otwarte
Ocena: 2/10

"Czasami miłość sprawia, że zachowujemy się jak szaleńcy.”

Kelsey Hayes wraca z Indii do Oregonu, chcąc zapomnieć o przystojnym indyjskim księciu, Dhirenie i wieść normalne życie studentki. Nie jest to łatwe; od pana Kadama dostaje kosztowny dom, samochód, a nawet miejsce na jednym z najbardziej ekskluzywnych college'ów, a to wszystko zaplanował dla niej właśnie Ren. W międzyczasie Kelsey umawia się na trzy przypadkowe randki, a każda z nich to katastrofa. No, może oprócz trzeciej. Dziewczyna postanawia związać się z chłopakiem o imieniu Li, gdy na drodze staje jej nie kto inny jak książę Dhiren. 

Tymczasem czarnoksiężnik Lokesh nie próżnuje. 300 lat temu to właśnie on rzucił klątwę na parę książąt, a teraz ma zamiar odnaleźć pannę Hayes. Kelsey, Ren i Kishan wraz z panem Kadamem muszą uciekać do Indii, by tam wypełnić resztę przepowiedni i uwolnić braci spod złego zaklęcia. Wszystko się jednak komplikuje, gdy Ren zostaje porwany, a Kelsey i Kishan są zmuszeni do samotnej wędrówki po zaczarowanym królestwie. 


Jeśli poprzedni tom tygrysiej sagi nie zaliczał się do lektur powalających na kolana, "Wyzwanie" było prawdziwym wyzwaniem dla duszy i ciała. Po zakończeniu pierwszej części, niespecjalnie niecierpliwiłam się na myśl o kontynuacji, a w końcu przeczytałam ją jedynie z ciekawości, mając nadzieję, że może kolejne tomy serii będą o wiele lepsze od swojej niefortunnej poprzedniczki. Ogólnie, cała ta "saga" to jedno wielkie nieporozumienie.



Pierwsze 100 stron zagwarantuje wam długie godziny nudy. W poprzednim tomie Kelsey porzuca Rena, przekonana, że nie jest wystarczająco dla niego dobra, i że szybko zostanie porzucona dla innej. Tutaj tymczasem co kilka słów powtarza się utyskiwanie pod tytułem "Och, ależ jestem głupia, dlaczego z nim zerwałam? Moje serce jest złamane, ale muszę o nim zapomnieć!". No i kupno białego, pluszowego tygrysa? Panna Hayes ma ponoć osiemnaście lat, więc chyba jest już nieco za stara na spanie z maskotkami...? Same randki też wydawały się prostackim sposobem na zwiększenie objętości stron. Kelsey, chcąc zadać sobie torturę, umawia się z Artie'm, niegrzeszącym urodą pracownika jej przybranego ojca, po czym ucieka z umówionego spotkania. To bardzo uprzejme z jej strony, nieprawdaż? To cud, że nie oszalałam po całym tym kwileniu.



„Pamiętaj, nieważne na jakie natrafisz przeszkody. Nawet jeśli będą bolesne i przysporzą trudności, nie wolno ci tracić nadziei. Utrata nadziei to jedyne, co naprawdę może cię zniszczyć.”
Dla fanów owego dziewczęcia: pani Houck zaszczyca nas opisywaniem każdej najmniejszej czynności wykonywanej przez Kelsey. Jedzenie groszku, oglądanie swojego nowego domu, a nawet jakie ma na sobie ciuchy, jest rozpisane na 5 kartek, podczas gdy mogło zostać pominięte lub streszczone w kilku zdaniach. Sam język autorki jest straszliwym wyzwaniem. Nie brak tu dziwnie skonstruowanych zdań i niestylistycznych zwrotów.

W poprzednich tomach Ren i Kishan byli mi obojętni. Młodszego z braci, Kishana, z niebezpiecznego typa zmieniono na nieszczęśliwie zakochaną kluchę, chamsko podrywającą dziewczynę brata. Ren natomiast staje się tu zaborczy i prawie nie do wytrzymania. Kilkoma słowami, zaczyna się zmieniać w dupka, chcącego non stop kontrolować każdy krok swojej dziewczyny. Dodatkowo ma głos anioła, gra na gitarze, pisze wiersze i chodzi krok w krok za Kelsey. Dzięki temu, że Lokesh sprzątnął go na jakiś czas, Kelsey i pan Klucha mogli się do siebie zbliżyć podczas wyprawy po magiczny banan (a może było to mango?), choć ich romansik niezbyt mnie urzekł. 




„Jesteśmy jedną wielką rodziną. Być może inaczej się ubieramy, mamy różne kolory skóry i mówimy różnymi językami, ale to tylko pozory. Wszyscy mamy marzenia i pragniemy odnaleźć prawdziwe szczęście. Aby poznać świat należy poznać samego siebie.”

Podobno najważniejszym elementem sagi, zwłaszcza fantasy, to ten zły. Tymczasem pani Houck wykreowała Lokesha jako wcielenie czystego zła, który niczym gargamel za wszelką cenę chce dopaść Rena, Kishana i Kelsey. A takie tam, z nudów. Starcie z nim na końcu ksiażki było zupełnie bezsensowne, i zajmuje być może cztery kartki. Ale Kelsey oczywiście go pokonuje za pomocą swoich pioruniastych mocy (czyżby wzorowanie się na Thorze?) oraz... landrynkami. 

Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że "Klątwa Tygrysa" to jedna z najgorszych serii, jakie w życiu przeczytałam. Pani Houck pobiła na głowę poprzedni tom oraz Zmierzch, wydając swoje niemiłosiernie wlokące się czytadło. Już nigdy, przenigdy nie sięgnę jeszcze raz po tę lekturę, i stanowczo odradzam komukolwiek tykanie tej książki. Nie licząc Indii oraz pana Kadama, "Klątwa Tygrysa" to nużące wypociny niedoświadczonej pisarki, która najwyraźniej nie jest zbytnio utalentowana.

Ocena: 2/10

Seria "Klątwa Tygrysa"
2. Klątwa Tygrysa. Wyzwanie
3. Klątwa Tygrysa. Wyprawa
4. Klątwa Tygrysa. Przeznaczenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz