sobota, 22 marca 2014

{053} Pandemonium - Lauren Oliver

Pandemonium - Lauren Oliver
Tytuł: Pandemonium
Tytuł oryginalny: Pandemonium
Autor: Lauren Oliver
Seria: Delirium (2/3)
Liczba stron: 
Wydawnictwo Otwarte
Ocena: 3/10


„Świat bez miłości jest także światem bez ryzyka.”


W świecie, w którym żyje Lena, miłość została uznana za straszliwą chorobę i sklasyfikowana jako amor deliria nervosa, coś mogącego nawet grozić śmiercią. Lenie Haloway udaje się uciec z Portland do głuszy w dzień swojego zabiegu wraz ze swoim ukochanym Alexem, jednak granicę ostatecznie przekracza sama, gdyż chłopak zostaje złapany przez funkcjonariuszy policji. W głuszy dziewczynę odnajdują odmieńcy, członkowie ruchu oporu, do których wkrótce dołącza. Niebawem Lena dostaje swoje pierwsze zadanie; udając młodą licealistkę tuż po zabiegu, ma się dostać w szeregi członków AWD, "Ameryki Wolnej od Delirii". Choć ból po stracie Alexa wciąż jest świeży, Lena poznaje Juliana, stojącego po przeciwnej stronie barykady. I wbrew pozorom, tę dwójkę wkrótce zaczyna coś łączyć.


"Delirium", pierwsza część trylogii Lauren Oliver całkiem mi się spodobała. "Pandemonium" jednak nie trzyma poziomu swojej poprzedniczki, i cała lektura ogólnie mnie nużyła. Pomysł na książkę niewątpliwie był oryginalny, jednak pani Oliver jak widać nie potrafiła dobrze oddać świata, w którym miłość jest chorobą.  Najgorszą rzeczą tutaj jest powolna i diabelnie mozolna akcja. Na samym początku rozdziały są na zmianę zatytułowane "przed" i "po", na przemian opowiadając o tym, jak Lena radziła sobie w głuszy wśród odmieńców, natomiast "po" jest głównie o Lenie w Nowym Jorku i jej relacji z Julianem. Myślałam, że po tej pozycji mogę spodziewać się jakiejś sensacji i rebelii na miarę Igrzysk, ale w końcu doszło do gorzkiego rozczarowania. Niby są tutaj jakieś zamieszki, ale nie wygląda na to, by odmieńcy mieli jakiekolwiek szanse na obalenie reżimu.

„Nie ma żadnego "przedtem". Jest tylko teraz i to, co nastąpi zaraz potem.”

Język autorki jest w miarę dobry, i nie brak w nim metafor, poetyckich wynurzeń i fragmentów, które można sobie zaznaczyć jako ciekawe cytaty. Reszta bez rewelacji. 

Teraz ponarzekam sobie na główną bohaterkę, Lenę. Nie wiem, jak mogła być tak samolubną kretynką. Okej, Alex został pojmany, ale to jeszcze nie znaczyło, że od razu go zabili. A nasza Lena tymczasem bez przerwy kwiliła, płakała i użalała się nad sobą z jego powodu, i nawet przez myśl jej nie przeszło, że powinna wrócić do Portland i spróbować go uwolnić. Ale oczywiście, to by oznaczało za dużo fatygi i planowania. Lepiej siedzieć na tyłku i się mazać, nawet jeśli nie jest się już taką beznadziejną płaksą jak w poprzedniej części!

Pozostali bohaterowie zbytnio do mnie nie przemawiali. Raven, ciemnowłosą odmieńczynię (niestety nie wiem jak się prawidłowo określa żeńskiego odmieńca) nawet polubiłam za jej hardy i nieustępliwy charakter, jednak cała reszta postaci stanowiła jedynie suche tło, i równie dobrze mogłoby ich tu w ogóle nie być, a fabuła i tak potoczyłaby się swoim torem. 

„Jeśli jesteś mądry, troszczysz się o innych. A jeśli się troszczysz, to kochasz.”

Jasne jak słońce, że powieść YA nie obejdzie się od wątku romantycznego, a najlepiej dwóch. Juliana, adoratora Leny, nawet polubiłam jako bohatera, ale absolutnie nie życzę mu, by musiał przez resztę życia wysłuchiwać jej żalów. Chłopak również został nam przedstawiony jako słodki przystojniaczek, ale z jego charakterem jest już nieco lepiej. Podobnie jak Lena, Julianowi od małego wpajano, że miłość jest chorobą, i tylko remedium i AWD mogą uchronić Amerykę przed zagładą, więc przynajmniej mieli ze sobą coś wspólnego, nawet jeśli całe to "uczucie" między nimi było niesamowicie naciągane. 

Akcja? Ha, ha, tu w zasadzie nie ma żadnej akcji. Na samym początku Lena i Julian zostają porwani przez partyzantów zwanymi "hienami" i umieszczeni w celi, żeby mogli sobie szczerze porozmawiać i zapewnić miłośnikom romansów nieco frajdy z ich cukierkowych całusów. Przez 3/4 książki ta dwójka biwakuje sobie w lochu jak w jakimś hotelu, dzięki czemu możemy sobie spokojnie umierać z nudów. Gdy wreszcie autorka pozwoliła im wydostać się (z zadziwiającą łatwością) z podziemi, akcja nieco przyspieszyła. Przyznam, że zakończenie było w miarę spoko, mimo swojej przewidywalności. 

Okładka, jaką sprawił Moondrive wydaje mi się trochę zbyt cukierkowa i przesadzona, w porównaniu z raczej minimalistyczną oprawą graficzną "Delirium", aczkolwiek aż tak źle nie jest. Szkoda tylko, że modelka ani trochę nie jest podobna do ciemnowłosej Leny. Poza tym, tekst w środku i rozdziały prezentują się dość schludnie, a czcionka nie ma mikroskopijnych rozdziałów, dzięki bogu. 

Generalnie "Pandemonium" średnio przypadło mi do gustu. Zapewne znajdą się osoby, którym powieść Lauren Oliver przypadnie do gustu, jednak ja jestem rozczarowana poziomem tych książek. Jedynie zakończenie ratuje całość przed jeszcze gorszą oceną. Obie części trylogii to jedne z najsłabszych dystopii, z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia. 

Ocena: 3/10

„Świat może być piękny, ale tylko dla ludzi, którzy mieli tyle szczęścia, by znaleźć się po właściwej stronie.”


Delirium | Pandemonium | Requiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz