niedziela, 30 marca 2014

{058} Rywalki - Kiera Cass

Tytuł: Rywalki
Tytuł oryginalny: The Selection
Autor: Kiera Cass
Seria: The Selection #1
Liczba stron: 320
Wydawnictwo Jaguar
Ocena: 7/10

„Ty sobie nie dajesz rady z płaczącymi kobietami, a ja nie radzę ze spacerami u boku księcia.”

Każda mała dziewczynka (bądź nastolatka) zapewne marzyła o znalezieniu się na królewskim balu i zatańczeniu z przystojnym księciem. Może to właśnie dlatego Rywalki Kiery Cass są tak rozchwytywaną powieścią, pomijając oczywiście głośną promocję tego tytułu, czyli rywalizacji między trzydziestoma pięcioma pięknościami, rozgrywającej się na tle scenerii rodem z bajek Disneya i kultowych Igrzysk Śmierci. 

Ami jest piątką, mieszkającą w Illei, państwie powstałym na gruzach dawnych Stanów Zjednoczonych. Jej bliskim nie powodzi się aż tak źle, jednak Singerowie jako rodzina plasująca się w hierarchii trzy szczeble nad włóczęgami i wyrzutkami społeczeństwa nie może liczyć na zbytnie bogactwo. America potajemnie spotyka się z Aspenem, Szóstką, jednak po ich rozstaniu (tu wchodzą dylematy mająca wiele wspólnego z podziałem kastowym), dziewczyna decyduje się wziąć udział w Eliminacjach, choć nie wierzy, by mogła trafić w szeregi trzydziestu pięciu dziewczyn, którym przyjdzie walczyć o względy księcia Maxona i koronę księżniczki. A tu niespodzianka! 


Trudno powiedzieć, że Rywalki są czymś świeżym na rynku dystopii. Mamy tu antyutopijną wizję społeczeństwa, podział na frakcje bądź kasty (jak w Niezgodnej Veronici Roth) oraz konkurs, w którym gra toczy się o wysoką stawkę (np. Igrzyska Śmierci Suzanne Collins). Jestem prawie pewna, że autorka przed napisaniem swojej powieści musiała przeczytać tę słynną serię. Przede wszystkim podział na dystrykty i klasy wydał mi się uderzająco znajomy, podobnie jak relacja Americi ze swoją młodszą siostrą i przedstawienie postaci Gavrila, prezentera telewizyjnego, który jak nic zachowywał się jak zaginiony brat bliźniak Cesara Flickermana. 

Pani Cass udało się stworzyć dość sympatyczną i łatwą do polubienia główną bohaterkę. Oczywiście, jak większość głównych bohaterek, America Singer przez większość czasu zachowywała się jak wcielenie wszystkiego co dobre - uprzejma, miła i pomocna, a jednocześnie uparta i szczera. Chyba gdyby nie ten ogień, Ami byłaby kolejną nudną, papierową makietą. I choć wkurzały mnie jej rozterki względem Aspena i Maxona, rodem z brazylijskiej telenoweli, nie była najgorzej wykreowaną postacią. 

„Potem zniknął w nocy. I ponieważ ten kraj jest, jaki jest, z powodu tych wszystkich reguł, które trzymały nas w ukryciu, nie mogłam nawet za nim zawołać. Nie mogłam mu powiedzieć, że go kocham. Ostatni raz.

Jeśli chodzi o wątki miłosne... naturalnie mamy tu do czynienia z trójkącikiem. Aspen był dupkiem jak mało kto, a jego wytłumaczenie dlaczego w dniu wyjazdu Mer miział się z inną dziewczyną było po prostu... dupkowate. A samo rozwiązanie pani Cass, by na końcu uczynić go jednym z gwardzistów nie mogło chyba być bardziej do przewidzenia. Księcia Maxona polubiłam, i to bardzo. W przeciwieństwie do większości facetów w YA był dżentelmeński i uprzejmy, i w przeciwieństwie do Aspena, nie próbował się jej narzucać w tak natrętny sposób. Sama jednak nie rozumiem dlaczego główna bohaterka co rusz latała od jednego do drugiego całując się z nimi raz po razie, tak że całkiem poplątała się w tym wszystkim. Mimo wszystko mam nadzieję, że America jednak będzie z Maxonem. 

No cóż, większość drugoplanowych postaci służyła za tło. Marlee, przyjaciółka Ami, mimo swojego sympatycznego usposobienia wydawała się mdła... a przy tym niesamowicie samolubna. Nie mogło również zabraknąć femme fatale i najgroźniejszej rywalki, czyli Celeste, dwójki, która przy każdej okazji starała uprzykrzyć życie pozostałym kandydatkom, a zwłaszcza naszej głównej bohaterce. Cała reszta postaci: Tina, Kriss, Ashley lub Bariel były ledwo co wspomniane, i prawie żadna z nich nie miała nawet pobieżnego zarysu osobowości. 

„W większości przypadków, kiedy kobieta płacze, wcale nie chce, żeby ktoś rozwiązał jej problem. Chce tylko usłyszeć, że wszystko będzie w porządku.

Skoro już sobie ponarzekałam, powinnam może powiedzieć coś dobrego. Cały koncept państwa Illei był dość ciekawy, jednak żałuję, że autorka nie rozwinęła wątku rebeliantów i ich ataków na pałac. Poza tym, cały gmach musiał być naprawdę kiepsko zabezpieczony skoro w ciągu jednej książki włamali się tam chyba dwa razy! Nie brzmi to zbytnio prawdopodobnie. Akcja toczyła się niezwykle wartkim torem, a autorka luźno i umiejętnie pokazywała nam kolejne epizody eliminacji oraz losów panny Singer. Co prawda niektóre sformułowania wydawały się nieco... chaotyczne, powieść czytało mi się w błyskawicznym tempie. 

Rywalki nie są złą książką. Wręcz przeciwnie, jest to jedna z tych lekkich lektur, z którą można spędzić krótkie, nieobowiązujące popołudnie i na kilka godzin zatopić się w baśniowo-dystopijnym świecie Americi Singer i Maxona. Lektura upłynęła mi naprawdę przyjemnie, i dawno nie czytałam książki równie wciągającej w swoim lekkim charakterze. Jeśli macie ochotę na taką właśnie lekturę, z przyjemnością was zachęcę, jednak nie spodziewajcie się po tej serii niczego ambitniejszego. 

Ocena: 7/10

                                                              Rywalki | Elita  | The One 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz